Morderca
z bagien cz.4
Jagienka
przestępowała z nogi na nogę, kręciła się po izbie, nie mogąc wybaczyć sobie,
że pozwoliła Jakubowi wyruszyć w mroki puszczy. Minęło już wiele czasu, a po
wojach nie było śladu. Tymczasem nadchodziła burza, na horyzoncie pojawiały się
już błyskawice, w grodzie spadły pierwsze krople deszczu. Perun ciskał swymi
piorunami, grzmiał i złościł się, budząc we wszystkich mieszkańcach strach. Szum
jaki wydawały kołyszące się na wietrze drzewa, zdawał się być czymś więcej niż tylko
zwykłym świstem. Głośne jęki i szelesty dobiegające z puszczy, przypominały
głos samego gromowładnego boga.
W
pewnym momencie rozległ się przeciągły dźwięk rogu. Wojowie znajdujący się na
wieży bramnej zaczęli coś krzyczeć do tych stojących na dole. Mężczyźni od razu
dobiegli do szerokich wrót i podnieśli belkę zamykającą bramę. W tym samym
momencie rozległ się potężny grzmot, jakby to sam boski kowal uderzył swym
młotem w kowadło. Jagienka poczuła jak serce podchodzi jej do gardła, dziwny
ścisk w brzuchu nie odpuszczał.
- Wrócili! - pomyślała,
lecz nim zdążyła dojść do drzwi prowadzących na zewnątrz dworku, do izby wbiegł
Misław.
- Pani - rzucił smutnym
głosem i spauzował. Tuż za nim pojawił się Sędzimir. Wyrwipałka kuśtykał na
lewą nogę, a jego naznaczone siwizną włosy posklejane były zakrzepłą krwią.
Jagienka poczuła nagły przypływ gorąca, zakręciło jej się w głowie i omal się nie
przewróciła.
- Przynoszę złe wieści -
odezwał się Sędzimir, opierając się na ramieniu Misława. - Zostaliśmy
napadnięci na bagnach. Welesowy pomiot wraz ze swymi kompanami zaatakował nas i
ogłuszył. Ja dostałem obuchem topora prosto w głowę, a gdy się ocknąłem, byłem
sam jeden pośród bezkresnej puszczy! - opowiadał z przejęciem wojownik. - Leżące
na ziemi łuczywa już dogasały, szczęściem mój dzielny siwek był w pobliżu i
zabrał mnie prosto do grodu. Dojechałem w ostatniej chwili, bowiem grozi nam
wielkie niebezpieczeństwo. Wróg nadciąga! - krzyknął z nutą przerażenia w
głosie.
- Ale… - jęknęła cicho
Jagienka. - Gdzie jest Jakub?! - krzyknęła, tak jakby zupełnie nie dotarły do
niej ostatnie słowa Sędzimira.
- Wierz mi pani,
walczyłem z Kostrem w niejednej bitwie i nie ma lepszego szermierza nad niego!
- Sędzimir próbował uspokoić Jagienkę. - Znalazłem tylko dwa martwe ciała
Normanów i ślady prowadzące dalej na południe. Sądzę, że wraz z Bolelutem
ruszyli za kimś w pościg. Chciałem wrócić do grodu po pomoc, lecz spotkałem
kolejnych Waregów, siła ich ciągnie do naszego grodu! - dodał mocno
zaniepokojony. Nim jednak zdążył dodać coś więcej, rozległ się kolejny dźwięk
rogu. - Niech to! - zaklął przez zaciśnięte zęby. - Przybyli szybciej niż
myślałem.
***
Przed główną bramę zajechała
tylko piątka groźnie powarkujących Normanów. Barczyści mężczyźni badawczym
wzrokiem spoglądali na wały osady, jakby szukali słabych punktów. Nikt nie miał
pojęcia skąd się tu wzięli, ani po co przyszli. Wszyscy pamiętali tylko
straszne historie o morderczych wojownikach z północy. Sędzimir, będący pod
nieobecność Jakuba głównym dowodzącym w grodzie, miał teraz wiele na głowie. Na
szczęście mógł liczyć na wsparcie Jagienki. Dziewczyna okazała się prawdziwą
panią tej osady. Stała pośród dzielnych wojów dodając im otuchy i pokazując im,
że chociaż Kostro tutaj nie ma, jest ona, jego przyszła żona. Sama zapewne
panicznie bała się o życie Jakuba, jednak w żaden sposób tego nie okazywała.
Deszcz rozpadał się już
na całego i nieprzerwanym strumieniem spływał z pokrytego strzechą dachu
wieżyczki. Waregowie podjechali pod bramę osady, dumnie prężąc piersi, aby
wyglądać na jeszcze większych. Czwórka jeźdźców miała na głowach metalowe
szyszaki z szerokimi wizurami, piąty nosił rogaty hełm, a jego oczy zdawały się
płonąć.
- Wracajcie do
Jomsborgu, psie syny - warknął Sędzimir.
- Nie tak prędko,
dziadku - odezwał się ten w rogatym hełmie. - Oddaj nam dziewczynę, a nie
spalimy grodu! - Wyrwipałka zmrużył oczy, kątem oka spojrzał na Jagienkę,
jednak ta stała niewzruszona.
- Niedoczekanie twoje -
żachnął się Sędzimir. Mężczyzna w rogatym hełmie wydał z siebie dziwny dźwięk,
coś jakby parsknięcie. Zapadła krótka cisza, a Wyrwipałka poczuł nieprzyjemny
zapach krwi zmieszanej z potem, zapach śmierci.
- Daj dziewczynę, albo Kostro
zginie! - warknął spod rogatego hełmu. - Następny będziesz ty, Sędzimirze. Sprawię,
abyś miał szybką śmierć, tak po starej znajomości - rzucił metalicznym głosem napastnik.
- Kim jesteś?! - ryknął
zaniepokojony woj. Norman ze spokojem uniósł ręce, chwycił swój rogaty hełm i zsunął
go z głowy. Sędzimir ze zdziwieniem stwierdził, że rzeczywiście zna mężczyznę.
Napastnik nie był nikim innym jak oprychem, którego razem z Jakubem przepędzili
spod domu Jagienki, a następnie, przy pomocy straży książęcej, pojmali w
gnieźnieńskiej karczmie. Sędzimir zacisnął ze złości dłonie, widok szczerzącego
zęby bandyty przyprawiał go o szewską pasję.
- Co zrobimy? - spytała
wystraszona Jagienka i głośno przełknęła ślinę.
- Na pewno tam nie pójdziesz
- odparł stanowczo Sędzimir.
- Ale Jakub…
- Gdyby rzeczywiście
mieli Jakuba, to przyprowadziliby go ze sobą - powiedział pewny siebie woj. -
Misławie - Sędzimir krzyknął do stojącego pod bramą Drzewca. - Odprowadź panią
do dworu, my tymczasem musimy stawić czoła Normanom bez Kostro - dodał,
zaciskając dłoń na rękojeści swojego miecza. Spojrzał przed siebie i ogarnął go
jeszcze większy niepokój niż przed chwilą. W otaczającym lesie pojawiło się
kilkadziesiąt jasnych światełek, jak się za chwilę okazało, były to zapalone
groty strzał.
Maciej Knopkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz