Knieja
cz. 7
- Podnieś miecz, łotrze
– warknął Kostro, wysuwając Nawkę z pochwy. Jeden z wojów ruszył ku niemu,
chcąc podać tarczę, lecz rycerz zatrzymał go gestem dłoni. – Bez tarcz, ofiary
Jaromira nie miały żadnej ochrony – dodał, zagryzając zęby. Wokół Jakuba zebrali
się gapie, którzy stawali na palcach, żeby dojrzeć co się dzieje. Rycerz nie
zwracał na to uwagi, był wściekły i chciał tą złość wyładować na kuzynie. Nie
mógł zrozumieć jak on mógł dopuścić się tak haniebnego czynu. Jaromir zdradził
wszystkich, oszukał przyjaciół, a przede
wszystkim splamił honor rodziny.
- Bracie! – jęknął sprawca
zamieszania. – Co ty wyprawiasz, o co chodzi?! – pytał, udając skruszonego i
ogłupiałego. W rzeczywistości wiedział jednak, że jego fortel wyszedł na jaw. Niewiele
brakowało, a jako najbliższy Jakubowi krewny objąłby dowodzenie w grodzie. –
Gdyby tylko ten przeklęty Kostro został w puszczy i tam sczeznął! – zaklął w
myślach.
-
Nie nazywaj mnie bratem, psi synu! Zabiłeś niewinnych ludzi, a ten miecz jest
tego dowodem. Podnieś go, stań ze mną w szranki i niech bogowie zdecydują o
twym losie! – krzyknął pod wpływem emocji Jakub. Na te słowa nowoprzybyły do
grodu kapłan pobladł na twarzy i wsparł się na stojących obok parafianach,
ratując się w ten sposób przed upadkiem.
-
Wierzysz jakiemuś przybłędzie z lasu? Starzec nagadał ci bzdur, a ty podążasz
za nim jak głupiec! – ryknął obruszony Jaromir.
-
Jeśli wciąż brak ci wiary, Jakubie, posłuchaj naszego gościa! – Ku zaskoczeniu
wszystkich przez harmider na placu przedarł się głośny krzyk Siggy, zielarki,
która opiekowała się rannym mężczyzną. Nieznajomy wspierany przez Konopkę szedł
teraz u jego boku, a gdy tylko ujrzał Jaromira, otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-
To… To on! – wydyszał ciężko, wskazując palcem na kuzyna Kostro. – Kiedy
uciekali my przed demonem, wpadli my w kniei na myśliwych. On ich pozabijał,
jakby go sam Boruta opętał, a że krwi mu było mało, to i na swoich druhów ruszył!
-
Ty zapchlony kundlu! Łżesz w żywe oczy! – ryknął wściekły Jaromir.
- Skąd wiesz o Starcu,
Jaromirze? – spytał retorycznie Jakub. – Właśnie się przyznałeś, że tam byłeś.
- Rycerz zacisnął mocniej rękojeść Nawki i nakazał wojom, aby ustawili się dookoła
nich. Powstały w ten sposób bitewny krąg tarcz był świętością i Jaromir nie
mógł, a nawet nie miał prawa się wycofać. – Podajcie mu szłom i kolczugę –
polecił Kostro.
- Ci poganie zasłużyli
na śmierć – wymruczał Jaromir, odkrywając wszystkie karty. – Te łotry zamiast
pójść moim śladem, chciały mnie wydać książęcej straży. A ty Jakubie jesteś
taki sam jak oni, pozwalasz czartom wałęsać się po grodzie – dodał, wskazując
na rannego mężczyznę i rudowłosą zielarkę. – A tuż za wałami? Plugawe modły,
pogańskie rytuały i strach się bać co jeszcze!
- Dość! – przerwał mu Kostro
i uderzył z impetem godnym rozwścieczonego byka. Szybko okazało się, że
Jaromirowi nie są obce techniki szermiercze, a pojedynek będzie zacięty.
Uderzenia z jednej, jak i drugiej strony sypały się niczym gromy z jasnego
nieba. Szczęk stali niósł się po całym grodzie, wspinał się po wysokich wałach,
by następnie pomknąć wprost w mroki bezkresnej kniei. Wojowie głośnymi
okrzykami zagrzewali obu rycerzy do walki. - Nie zasługujesz nawet na to,
łotrze! – warknął w końcu Jakub. - Odebrałeś ludziom ich przyszłość, odebrałeś
dzieciom ich ojców! – ryknął, doskakując do Jaromira. Zamarkował cios od
prawej, a w rzeczywistości ciął z góry. Jego przeciwnik jednak nie dał się
nabrać, sparował uderzenie i sam natarł na Jakuba. Szybkim atakiem zaskoczył
Kostro, który nie zdążył się zasłonić. Ostrze Jaromirowego miecza uderzyło go w
bok z taką siłą, że rycerz zobaczył mroczki przed oczami. Zgiął się w pół i
cicho jęknął. Szczęściem miał na sobie kolczugę, która uchroniła go przed
śmiercią. Jednak nie obroniła przed gradem ciosów. Uderzenia posypały się w
kierunku ramion i głowy. Kostro przyjął jeszcze dwa, które z całą pewnością
zostawiły po sobie solidne siniaki. Przed tym najgorszym, pędzącym prosto w
szyję zdołał się uchylić. Poczuł jak ostrze miecza tnie powietrze tuż obok policzka
i wykorzystując moment, odepchnął przeciwnika solidnym kopniakiem. Następnie odwdzięczył
się jeszcze mocniejszym uderzeniem, które spadło prosto na ramię Jaromira.
Oczka kolczugi rozerwały się z brzękiem, a ostrze miecza rozcięło nie tylko
bawełnianą koszulę, ale także skórę. Mężczyzna krzyknął z bólu, a skurcz mięśni
sprawił, że wypuścił z ręki swój oręż. Krew zaczęła się sączyć z rany, a rycerz
spojrzał na Kostro wielkimi, wystraszonymi oczami. Jakub jednak nie przerywał
swojego morderczego tańca i zgrabnym piruetem obszedł swojego przeciwnika od
boku. Uniósł rękę by wykonać ostatnie cięcie, lecz w ostatniej chwili okręcił
rękojeść w dłoni i uderzył go płazem miecza prosto w brzuch. Jaromir jęknął
głośno, a Jakub kolejnym kopniakiem przewrócił go na kolana.
Walka była skończona,
bogowie zadecydowali. Pozostał tylko osąd, przed którym Kostro wstrzymywał się
jak mógł. Jeszcze przed chwilą był gotowy przeszyć swojego przeciwnika na
wskroś, teraz nabrał wątpliwości. Wziął kilka głębszych wdechów, charknął
głośno i splunął krwią. Skrzywił się i spojrzał na Sędzimira, który z zapartym
tchem śledził jego poczynania. Kostro wiedział, że cała ta sytuacja nie jest
łatwa również i dla Wyrwipałki, któremu Jaromir był równie bliski. Jakub stanął
w końcu przed swoim kuzynem i przyłożył sztych miecza do jego szyi.
- Stało się! –
krzyknął, aby wszyscy zebrani go usłyszeli. – Bogowie uznali cię winnym! Twe
ciało… – zaczął, lecz na chwilę przerwał, głośno przełykając ślinę. Przed oczami
stanęły mu wszystkie wspólnie spędzone chwile. – Twe ciało zostanie spalone –
powtórzył. - Wcześniej jednak pozbawimy cię wszelkich dóbr, nie dostaniesz żadnych pieniędzy, ani broni. Ubierzemy cię
jedynie w proste szaty, abyś stanął przed Welesem taki, jakim stworzyli cię
bogowie – ruszył z wyjaśnieniami rycerz, któremu wciąż łamał się głos. Pośród gapiów
nastąpiło jakieś poruszenie, prawdopodobnie to kapłan w końcu osunął się na
ziemię. Jednak oliwy do ognia dolała Jagienka, która krzyczała coś i próbowała
przedrzeć się przez tłum. – Twe prochy zostaną rozsypane na cztery strony
świata, abyś nie mógł wrócić i nękać nas jako demon – dokończył i mocniej
zacisnął ręce na rękojeści miecza. Jaromir nie odezwał się słowem, nie miał
nawet odwagi spojrzeć Kostro w oczy.
- Jakubie! – krzyknęła
Jagienka, która z trudem przedarła się przez ścianę wojów.
- Ten łotr… - zaczął
Jakub.
- Ten łotr to twój
kuzyn! Chcesz przelać braterską krew?! – nie ustępowała dziewczyna.
- Zdradził nas, a
bogowie zadecydowali o jego losie – wymruczał przez zęby Kostro. – Nie mogę go
oddać księciu na osąd, nie po tym co uczynił.
- Nie musisz –
odpowiedziała spokojnie Jagienka, kładąc dłonie na rękach Jakuba. – Jest
jeszcze inne wyjście. – Dziewczyna delikatnie pociągnęła Kostro, odsuwając
sztych miecza od szyi Jaromira. – Puść go wolno – dodała po chwili, przysuwając
się bliżej rycerza i spoglądając mu prosto w oczy.
- Żeby wrócił i nas
pozabijał?! – wypalił Jakub, któremu nie spodobał się ten pomysł. W grodzie
zapadła głucha cisza. Rycerz przygryzł dolną wargę i zmarszczył nos, rzucił
nienawistne spojrzenie kuzynowi i zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie
pozbawić go życia. Opuścił więc miecz, westchnął cicho i zwrócił się w kierunku
Sędzimira. – Odbierzcie mu jego dobra, ubierzcie w proste szaty i wywieźcie jak
najdalej stąd. Nie chcę go tu już więcej widzieć – warknął przez zęby i ruszył
w kierunku dworu.
Podczas gdy jego
podwładni zajmowali się Jaromirem, Jakuba opatrzyła Jagienka. Na szczęście rycerz nabawił sie tylko kilku
stłuczeń, więc bandażowanie ran zajęło tylko chwilę. Dziewczyna nie próbowała
nawet nic mówić, znała Jakuba i wiedziała, że potrzebuje trochę czasu na
przemyślenia. Zaraz po tym, jak Jagienka zawiązała ostatni supeł opatrunku, Kostro
wystrzelił na zewnątrz jak z procy. Jaromira zdążono już wyprowadzić poza bramę
grodu, więc rycerz udał się na wieżę bramną, gdzie odprowadził eskortujących go
wojów wzrokiem. Jego uwagę przykuło po chwili co innego. Na skraju lasu dostrzegł
zakapturzoną postać, trzymającą w ręce kostur. Mężczyzna po chwili zrzucił z
głowy swoje okrycie, a wtedy Jakub rozpoznał Starca. Opiekun uniósł dłoń,
pozdrawiając rycerza i kiwnął głową, tak jakby chciał przekazać rycerzowi, że
dobrze uczynił. Kostro zmrużył oczy, poczuł dziwną ulgę na sercu, a gdy tylko
ponownie spojrzał w miejsce, w którym stał przybysz, nikogo już tam nie było.
- Jagienko – mruknął
Kostro, chwytając dziewczynę za rękę. – Dziękuję.
Maciej Knopkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz