Cicha noc



Cicha noc
Mróz wnikał we wszystkie szczeliny ubrań niczym pocałunek zimy. Wicher przedzierał się przez korony drzew, wyjąc jakby był głosem samej puszczy. O tej porze roku nie był to jednak dźwięk straszny ani złowieszczy. Las skrył się pod grubą warstwą białego puchu, który skrzył się w promieniach słońca. Śnieg sprawił, że puszcza pojaśniała, a demony uciekły do swoich leży na zimowisko. Mimo przenikliwego chłodu, z twarzy Jakuba nie znikał uśmiech. Zimowa aura przypominała mu o zbliżającym się święcie. Okres bożego narodzenia był czasem magicznym, wszystko wtedy zwalniało, pozwalając nacieszyć się życiem i bliskimi. Można było na chwilę zapomnieć o troskach dnia codziennego. Kostro pamiętał jednak także o drugim święcie, o tym, które było ważne dla jego przodków. Zwano je Szczodrymi Godami, był to  okres oczekiwania na odrodzenie się słońca. To właśnie wtedy światłość zaczynała wygrywać nad nocą. Jakub, jak co roku wyruszył do puszczy wraz z pierwszym brzaskiem dnia. Jego przodkowie wierzyli, że las jest innym światem i sprowadzenie do domu jego części, przyniesie szczęście i pomyślność. Rycerz chciał zabrać ze sobą kilka świerkowych gałązek. Lubił kiedy zapach igliwia i żywicy wypełniał całe domostwo.
            - Czego tak wypatrujesz, Sędzimirze? – spytał Jakub, zsuwając się z siodła. Wylądował prosto w ogromnej zaspie śniegu, który sięgał mu teraz do pasa. Rycerz prychnął głośno, poprawił futrzaną czapkę i odgarnął biały puch, torując sobie drogę.
            - Coś usłyszałem… - wymruczał Wyrwipałka, bacznie obserwując okolicę z grzbietu konia.
            - Spokojnie przyjacielu, to tylko wiatr. Święta idą, Jezus się narodzi, a więc wszelkie demony się ukryły! – rzucił uradowany Kostro. Z trudem przedarł się przez zaspę śnieżną i dotarł do młodego świerczku. Wysunął zza pasa krótki nóż i odciął kilka gałązek. W momencie, gdy przymocowywał je do siodła, przez las poniósł się głuchy krzyk, a zaraz po nim dziwne jęki.
            - Tam, przed nami! – krzyknął jeden z wojów, wskazując ręką miejsce, które wyglądało tak, jakby właśnie przechodziła przez nie zamieć śnieżna. Wirujące powietrze przepełnione było połyskującymi igiełkami lodu i z ogromną prędkością ruszyło na woja. Nim się spostrzegli, tajemniczy wir był już przy nich. Konie głośno zarżały, stanęły dęba i gdyby nie mocny chwyt ich jeźdźców, z pewnością pognałyby już z powrotem do grodu.
            -Kryć się! – zagrzmiał nagle Bolelut, który z zadziwiającą łatwością przedarł się przez wysokie zaspy i doskoczył do stojącego na czele woja. Chwycił go za ramiona i odepchnął, jakby ten był słomianą kukłą. Sam stanął naprzeciwko pędzącego wiru. Uniósł ręce i zawarczał głośno. Z zarzuconym na plecy futrem przypominał wściekłego niedźwiedzia. Tajemnicza śnieżna anomalia zniknęła szybciej, niż się pojawiła. Kryształki lodu opadły na śnieg, w lesie zapanowała głucha cisza. Wszyscy odetchnęli z ulgą, lecz po chwili ich uszu dobiegło głośne stęknięcie. Był to zdecydowanie ludzki głos, dlatego Jakub nie zwlekając, wskoczył na Wojankę, wbił ostrogi w jej boki i pognał przed siebie. Reszta jego kompanii zrobiła to samo.
Na miejscu zastali niemałe pobojowisko. Ogromne sanie leżały przewrócone na bok, a kilka kroków dalej znajdował się wielki wór, z którego wysypywały się różnej wielkości kolorowe paczki. Ku zdziwieniu wszystkich, w zaprzęgu nie było koni, a renifery.
            - A niech mnie – powiedział Sędzimir. – Tyle lat już żyję, a czegoś takiego jeszczem nie widział – dodał, drapiąc się po szczeciniastej brodzie.
            - Chodźcie do mnie, ktoś tu leży! – zawołał nagle Kostro, który już po chwili z pomocą Boleluta wygrzebał z zaspy starszego jegomościa. Mężczyzna nosił długą, siwą brodę, a pod jego ciemnoczerwonym płaszczem rysował się zarys potężnego brzuszyska.
            - Mości rycerze – stęknął nieznajomy. – Wielcem wam wdzięczny za ratunek. Zginąłbym niechybnie, gdyby nie wy! – dodał, schylając się po leżącą na ziemi czapkę z dużym, białym pomponem.
            - Co tu się stało? – spytał zaniepokojony Kostro, który skinieniem dłoni nakazał swoim druhom zajęcie się saniami.
            - Jechałem sobie dróżką i śpiewałem, nagle zobaczyłem ubraną na biało niewiastę. Stała na polu i się uśmiechała – ruszył z wyjaśnieniami mężczyzna. – Uniosłem rękę, by jej pomachać, a wtedy  zerwał się wicher i uderzył w moje sanie. Wpadłem prosto w zaspę!
            - To musiała być południca! – wypalił  jeden z wojów.
            - Głupoty pleciesz! – skarcił go Jakub.
            - Kiedy one zimą też się pojawiają! Całe na biało, ludziom drogi mylą i w zaspy na niechybną śmierć prowadzą! – nie ustępował woj. – Co prawda takie to w nocy straszą, ale wcześnie rano jest, więc może jeszcze nie zdążyła się ukryć!
            - Pomóż lepiej swoim druhom sanie postawić – zagrzmiał Kostro, zgrzytając przy tym zębami. – Wicher jest potężny, zamiecie częste, a długa podróż sprawia, że wzrok może płatać figle.
            - Jaka by nie była prawda, jestem wam bardzo wdzięczny za pomoc – odezwał się nieznajomy.
            - Dokąd to droga prowadzi? – wtrącił się Sędzimir.
            - A tu i tam… - odpowiedział mężczyzna wymijająco. – Parę miejsc muszę odwiedzić, paczki zawieźć.
            - A cóż to za tajemnicze pakunki? – spytał zaciekawiony Jakub.
            - No nic, czas na mnie – stęknął nieznajomy, jakby nie usłyszał pytania. Otrzepał płaszcz ze śniegu i ruszył w kierunku sań, które czekały już gotowe do jazdy. Jakub pokręcił tylko głową i pomógł starszemu jegomościowi wgramolić się na miejsce. – Może zechcesz zajechać do nas? Ciepłą strawę mamy – zaproponował Kostro.
            - Odwiedzę was, odwiedzę – zapewnił mężczyzna. – Ale później – dodał, mrugając do Jakuba spod krzaczastych brwi. Pomachał wszystkim na pożegnanie i ruszył przed siebie z melodyjnym dźwiękiem dzwoneczków, doczepionych do obroży każdego z reniferów.
***
            Jagienka przyozdobiła świerkowe gałązki suszonymi jabłkami i orzechami. Korzenne zapachy dobiegające z kuchni w połączeniu z nowymi ozdobami i ciepłem buchającym z paleniska, wprawiały w prawdziwie świąteczny nastrój. Szczęściem do grodu zawitał także wędrowny bard, który właśnie dostrajał swój instrument w sąsiednim pomieszczeniu. Jakub objął Jagienkę w pasie i z szerokim uśmiechem na twarzy wodził wzrokiem po izbie. Stół dla gości został już nakryty, a pomoc kuchenna właśnie przyniosła przygotowane potrawy. Było ich tradycyjnie dwanaście, tyle ile jest miesięcy w roku, aby każdy obfitował w szczęście i dostatek. Pod obrusem znajdowało się sianko, mające zapewnić urodzaj w przyszłym roku. Goście na pewno już czekali, więc rycerz wspólnie ze swą lubą ruszył w kierunku drzwi. Spojrzał Jagience w oczy i popchnął ciężkie wrota. Wyszedł na ganek, przed którym stali już zaproszeni goście, czyli wszyscy mieszkańcy grodu. Kostro spojrzał w niebo, chwilę się w nie wpatrywał, aż w końcu ujrzał pierwszą gwiazdkę.
            - Przyjaciele! – zaczął dostojnie Jakub. – Wejdźcie i czujcie się jak u siebie! – dodał, odsuwając się na bok i gestem dłoni zaprosił zebranych do środka. Kostro i Jagienka weszli jako ostatni, zamknęli za sobą drzwi. - Pierwsza gwiazda, która pojawiła się na niebie mówi nam, że w Betlejem właśnie narodził się Chrystus! Świętujcie jego nadejście z nami, a niech ten opłatek będzie symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaźni i miłości – krzyknął Kostro, a gdy wszyscy przełamali się białym płatkiem chleba, zmówiono modlitwę. Następnie przy akompaniamencie kolęd przygrywanych przez barda, rozpoczęła się wieczerza. Wszyscy gwarzyli i ucztowali, a Jakub z radością w sercu obserwował swych przyjaciół. Na chwilę zatrzymał się przy pustym miejscu, które tradycyjnie zostawiono dla duszy przodka lub niespodziewanego gościa. Rycerz przypomniał sobie wówczas o porannym spotkaniu ze starszym jegomościem i jego obietnicy odwiedzin. Z zamysłu wyrwało go ciche pukanie w szybę okna. Kostro poprzysiągłby, że zobaczył w nim twarz tajemniczego nieznajomego. Rycerz zerwał się z miejsca i szybkim krokiem ruszył do wrót. Wychynął przez nie, rozejrzał się na boki, lecz nikogo nie ujrzał.
            - Co się stało? – spytała zaniepokojona Jagienka, która wybiegła za rycerzem.
            - Słyszysz dzwoneczki?! – spytał podekscytowany Jakub.
            - Noc jest cicha – odpowiedziała tylko Jagienka i chwyciła Kostro za rękę. – Wracajmy, bo zimno – ponagliła dziewczyna. Jakub jeszcze chwilę z niedowierzaniem wpatrywał się w ciemną pustkę przed sobą, po czym wrócił do izby, gdzie ku zaskoczeniu wszystkich zebranych pojawiły się różnokolorowe paczki.


Wszystkim czytelnikom życzę zdrowych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Niech ten magiczny okres będzie czasem pojednania i miłości, a nowy rok obfituje w szczęście i dostatek!

Maciej Knopkiewicz
https://legendykostrzynskie.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz