Gdy zapłonie las...



Gdy zapłonie las...
Płomienie wdzierały się do wnętrza chat, trawiły strzechy i osmalały grube belki. Gród płonął, setki strzał wpadło do środka niczym rozwścieczone smoki. Nie mogli nic zrobić, Perun ich opuścił, przegrał bitwę z normańskim bogiem i odszedł wraz ze swoimi piorunami. Ulewa, która nadeszła wraz z Waregami, po kilku dniach ustąpiła miejsca słońcu. Drewno wyschło i wraz z kolejnym ostrzałem cała osada buchnęła ogniem jak jedno wielkie ognisko.
Sędzimir leżał pod zgliszczami chaty. Czuł rwący ból w klatce piersiowej, a krew, która sączyła się ze skroni, zalewała mu twarz. Wokół słyszał tylko szczęk stali i krzyki mordowanych. Pierwszy raz od wielu lat czuł się tak okropnie. W swoim życiu stoczył wiele bitew, wiele z nich było przegranych, lecz ta była najważniejsza w jego życiu. Walczył o swój dom, walczył i zawiódł. W powietrzu unosiły się drobiny popiołu, a Wyrwipałka zaczął zastanawiać się, czy nie są to przypadkiem dusze jego przodków. Niektóre jeszcze się żarzyły, migotały i opadały wprost na niego, tak jakby chciały zabrać go ze sobą do Nawii.
Nagle, nie wiadomo skąd, przed Sędzimirem pojawiła się jakaś postać. W pierwszej chwili woj pomyślał, że to sam Weles przyszedł po niego i za chwilę dobije swym ostrzem. Miecz był jednak tym co uspokoiło Wyrwipałkę, rozpoznał go, rozpoznał Nawkę. Przybysz pochylił się nad Sędzimirem i wyciągnął ku niemu rękę…
***
 Kilka godzin wcześniej…
- Sędzimirze! - krzyknął jeden z wojów. - Normanowie znów wyszli z lasu. Kilku z nich widziano także nad jeziorem.
- Przeklęte diabły. Bawią się w kotka i myszkę - zawarczał Wyrwipałka, który właśnie nadzorował rzemieślników umacniających bramę. - Niech wszyscy łucznicy stawią się pod wieżą - rzucił dowódca i sam wbiegł po schodach. Z lasu ponownie wyłonili się Normanowie. Uderzali swoimi toporami o tarcze, wydawali z siebie groźne okrzyki i tupali nogami. Wszystko to, aby obniżyć morale broniących się. Sędzimir jednak wiedział, że jego wojowie nie przestraszą się. U boku każdego z nich walczył przynajmniej w jednej bitwie i każdemu z nich powierzyłby swoje życie.
- Piękny dzień na walkę - zaczął jeden z łuczników na wieży.
- Wiosna idzie - zaczął drugi. - Ptaki już niedługo z Wyraju wrócą.
- Może Czębor, Odolan i reszta chłopaków zabitych przez tych psich synów wróci do nas wraz z bocianami, albo lelkami. Podobno Ludomiła i Ada są brzemienne, więc jeśli Raróg pozwoli… - gdybał jeden z wojów, beznamiętnie wpatrując się w odgrywane przez Waregów przedstawienie.
- Nie, za wcześnie. Może przyszłą wiosną - odpowiedział ze smutkiem w głosie drugi łucznik.
- Jak na razie musimy dopilnować, żeby bociany miały gdzie wrócić - stwierdził szorstko Sędzimir. - Zawołajcie mnie gdy zapłonie las, bo na razie zapowiada się na kolejną próbę zastraszenia nas - polecił Wyrwipałka. Komenda „płonie las” miała być szybkim ostrzeżeniem o kolejnej próbie ostrzału grodu. Sędzimir zbiegł więc do reszty wojów, którzy w bojowym szyku ustawili się przed bramą. - Wygląda to na kolejne przedstawienie - krzyknął do zebranych, a wojowie cicho parsknęli. - Jeśli będą chcieli zaatakować, to zrobią to wieczorem, lecz dopóki znów nie schowają się w lesie, bądźcie gotowi - zarządził Wyrwipałka. - Misławie! - woj przywołał do siebie Drzewca.
- Tak?
- Jak idą prace? - spytał Sędzimir.
- Główny dwór zabezpieczony, teraz polewamy resztę chat wodą z jeziora, a Jagienka osobiście dogląda prac - pospieszył z wyjaśnieniami Misław.
- Dobrze, bardzo dobrze - pochwalił Wyrwipałka. - Po Jakubie ani śladu?
- Niestety nie, przepadł jak kamień w wodę.
- Paradoksalnie to właśnie jezioro jest jedynym miejscem, przez które może się do nas przedostać - westchnął woj. Sędzimir podrapał się po brodzie i po krótkim namyśle ruszył do swoich podwładnych. Uścisnął ramię każdego z nich, aby dodać otuchy i odwagi. Po chwili jeden z łuczników na wieży obrócił się w jego stronę i zaczął głośno krzyczeć. Z początku do Wyrwipałki nie docierało to co mówił woj, nie chciał tego zaakceptować, lecz w końcu zrozumiał, że to prawda.
- Las! Płonie las! - krzyczał wartownik - Las zapłonął! - powtarzał. Sędzimir od razu wbiegł na wieżę. Przed oczami ponownie ujrzał zapalone groty strzał. Podobnie jak wcześniej wszystkie z głośnym świstem wzbiły się w powietrze i przeleciały nad ich głowami. Tym razem strzechy chat zajęły się ogniem, płomień rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
- Tarczownicy bierzcie wodę, pomóżcie gasić pożar. Łucznicy na moją komendę! - ryknął Sędzimir, który z niepokojem obserwował jak schowana za tarczami grupa Normanów biegnie w stronę grodu. Wtedy, ku zdziwieniu wszystkich, rozległ się głuchy łomot, cała wieża się zatrzęsła. Wyrwipałka wychylił się i dostrzegł, że jakimś cudem część Waregów była już przy palisadzie i taranem próbowała wyważyć bramę grodu.
***
Niebo było bezchmurne, ciemną, granatową otchłań rozświetlały miliardy gwiazd. Jakub przystanął na niewielkim pagórku i z nostalgią wpatrywał się w bezmiar otaczającego go firmamentu. Przypominały mu się wieczory spędzane z ojcem oraz jego barwne opowieści. Kostro nigdy nie zapomniał tych historii i podobnie jak jego rodzic, wierzył, że każdy człowiek ma na niebie swoje własne światełko. Po chwili rycerza ogarnął niepokój. Na południowym niebie dostrzegł rój spadających gwiazd. Wiedział bowiem, że wraz ze śmiercią człowieka, znika także jego światełko na niebie. Z kolei tak obfite spadanie gwiazd świadczyło tylko o tym, że gdzieś toczył się krwawy bój.
            - Zginęło dziś wielu ludzi, jeśli nie przyspieszymy, możemy nie mieć już do kogo wracać - rzucił Jakub do Boleluta.
            - Ja również nie mogę dopatrzeć się wielu z naszych braci - odpowiedział Bolelut, spoglądając w gwiazdy. - Ale lepiej, żeby wojowie byli wypoczęci, zanim dotrzemy do grodu.
            - Może i masz rację, ale krew mnie zalewa, kiedy czuję, że dzieje się coś złego, a oni zarządzają kolejny postój - odpowiedział przez zaciśnięte zęby Jakub. - Nie po to gnaliśmy na złamanie karku do Gniezna, żeby teraz zwlekać. Trzeba było przedostać się do grodu i walczyć z naszymi - dodał rycerz, zaciskając mocno pięści.
            - Sami byśmy nic nie zdziałali, panie Kostro - próbował go uspokoić Bolelut. - Siła ich była, a nas tylko dwóch. Dobrze zrobilim, że do księcia Bolesława pojechalim. - Jakub nic nie odpowiedział, mruknął tylko coś pod nosem i szarpnął wodze Wojanki, okręcając ją w miejscu. Wolnym kłusem podjechał do dowódcy i zmierzył go z wysokości grzbietu konia.
            - Długo jeszcze, panie Jaczemirze? - spytał, zgrzytając przy tym zębami. - Tam giną moi bracia!
            - Spokojnie, panie Kostro. Poczekajmy na zwiadowcę, żebyśmy nie wpadli w jakąś zasadzkę. Puszcza jest niebezpieczna, dlatego lepiej nam wypocząć tu, na polanie, by później żwawym krokiem dojść do grodu - pospieszył z wyjaśnieniami dowódca.
             - Panie dowódco! - krzyknął nagle jeździec, który wyprysnął z mroków puszczy, niczym najprawdziwszy demon. - Ogień na horyzoncie, las się pali! - Twarz Jakuba zrobiła się blada jak ściana, a w żołądku poczuł dziwny ścisk.
            - Toć to nie las, gamonie! To gród płonie - krzyknął wściekły Kostro. - Bolelucie za mną! - zawołał do woja i wbił ostrogi w boki Wojanki. Dowódca coś krzyczał, próbował go zatrzymać, lecz rycerz nie słuchał. Przywarł do grzywy zwierzęcia i pognał przed siebie. Już po chwili gęsta puszcza sprawiła, że wszelkie okrzyki ucichły, zapanowała głucha cisza. Adrenalina wypełniła żyły Jakuba, rycerz skupił się tylko na dotarciu do grodu. Jego własna gwiazda świeciła tuż przed nim, przebijała się przez gęste korony drzew i wskazywała mu drogę.
            Kostro ostro skręcił w prawo, kilka gałązek smagnęło go po policzku, zostawiając czerwone pręgi. Rycerz widział już gród, biła od niego czerwona łuna pożaru. Nad chatami unosiły się języki ognia, które trawiły wszystko, co napotkały na swojej drodze. Choć Jakub był jeszcze daleko, już tutaj słyszał szczęk stali i widział dwie grupy wojowników, które splotły się ze sobą w morderczym tańcu. Krzyki i wyzwiska walczących były coraz wyraźniejsze, zbliżał się do grodu. Już po chwili Jakub zobaczył bramę, wrota były roztrzaskane, a do wnętrza wbiegali kolejni Normanowie. Kostro jeszcze raz spojrzał na swoją gwiazdę, która dodała mu otuchy. Wysunął z pochwy Nawkę i z krzykiem na ustach ruszył do boju. Po drodze staranował kilku zaskoczonych Waregów, kolejnego ciął przez plecy i wpadł w sam środek walczących. Bił swym ostrzem na lewo i prawo, ryczał wściekle i nie miał litości dla swych wrogów. Walka była zażarta, wióry z tarcz fruwały w powietrzu, a włócznie łamały się pod naporem wroga. Choć doświadczenie i hart ducha były po stronie kostrowych wojów, ulegali oni przewadze liczebnej Normanów.
            - Bracia! - warknął jeden z tarczowników na widok rycerza. - Toć to Jakub! Jakub Kostro wrócił do nas z zaświatów! - Pośród okutych w szłomy i żelazne kolczugi wojowników rozległ się radosny okrzyk.
            - Pomoc nadchodzi, przyjaciele i bracia! Książęcy wojowie już pędzą do nas z odsieczą! - ryknął Kostro, próbując przekrzyczeć bitewny zgiełk. - Nie bójmy się tych łotrów. Pokażmy im do kogo należy ta ziemia. - Bolelut, który wparował do grodu tuż za Jakubem, jakby na potwierdzenie słów rycerza, grzmotnął swoim toporem stojącego przed nim Warega. Zdawać sie mogło, że w wojów wstąpił nowy duch. Z wściekłością i ogromną determinacją ruszyli na swych przeciwników.
            - Jakubie! - krzyknął po chwili jeden z wojów, który potężnym ciosem z tarczy zwalił z nóg kolejnego Warega. Kostro dopiero po chwili rozpoznał, że to Dobromysł, druh Sędzimira jeszcze z czasów bitwy pod Cedynią. Jakub podprowadził do niego Wojankę i pochylił się w siodle. - Część Normanów przebiła się w głąb grodu - wysapał ciężko Dobromysł. - Sędzimir z paroma wojami ruszył za nimi w pościg, lecz do tej pory nie wrócił. Jedź mu na pomoc, my sobie poradzimy! - Jakub skinął głową i nie zwlekając, ruszył przed siebie. Ślady walki dostrzegł już przy pierwszej chacie, zsunął się więc z siodła i dalej pobiegł pieszo. Przed sobą dostrzegł kilka ciał, zarówno Normanów jak i wojów z grodu. Przeklął pod nosem i chciał ruszać dalej, lecz usłyszał ciche jęki. Obrócił się i w zgliszczach chaty dojrzał rannego Sędzimira. Doskoczył do niego od razu, pochylił się i obejrzał jego rany. Z ulgą stwierdził, że nie są poważne.
- Dalej Sędzimirze! Bez ciebie nie dam rady - rzucił Kostro, wyciągając do swojego przyjaciela dłoń.
- To Diabelnik! - wydyszał w końcu Sędzimir. Jakub uniósł brwi ze zdziwienia i podał staremu wojownikowi jego włócznię. - Ten oprych, którego przepędzilim spod domu Jagienki! Wpadł tu niczym ogień piekielny, nie dalim rady go zatrzymać - kontynuował Wyrwipałka z trudem łapiąc oddech. - Jam myślał, że to Weles po mnie przyszedł, potem, żem już w Nawii, gdy cię ujrzałem… - dodał po chwili.
- Spokojnie, przyjacielu! - przerwał mu Kostro. - Starzy bogowie jeszcze cię nie wezwali, jesteś nam potrzebny tutaj. - Rycerz zacisnął dłonie na barkach Sędzimira i spojrzał prosto w jego oczy. - Sprowadziłem posiłki z Gniezna, przepędzimy tych drani!
- Luuuudzie! - ryknął nagle jeden z mieszkańców. - Mordują! - krzyczał spanikowanym głosem. Z pobliskiej chaty wybiegło kilka osób, Jakub rozpoznał wśród nich Derwana, miejscowego szewca i jego żonę. Zaraz za nimi wyskoczyło dwóch Normanów, krzyczeli coś w swoim języku i wymachiwali toporkami.
- Dasz radę, Sędzimirze? - rzucił Jakub i nie czekając na odpowiedź, chwycił leżącą na ziemi tarczę. Ruszył co sił w nogach na napastników, przedarł się przez zgliszcza magazynu i wskoczył między mieszkańców, a Normanów. Wyrwipałka, który błyskawicznie doszedł do siebie, po chwili stanął u jego boku. Waregowie, choć zaskoczeni tą niespodziewaną odsieczą, skoczyli na Jakuba i Sędzimira z pełnym impetem. Rozległ się głuchy łomot, a po chwili jęk. Jeden z napastników nadział się na wystawiony przed tarczę grot włóczni Wyrwipałki. Jakub zaparł się, odepchnął drugiego z Normanów, wytrącając go z równowagi i dokończył dzieła jednym, precyzyjnym cięciem.
- Panie Kostro! - jęknął szewc. - Siła ich ciungnie od jeziora! To nie sum ludzie! To sługusy Welesa!
- Nie Derwanie, to nie nasi bogowie ich tu przysłali. Nasi są tam! - Jakub sztychem miecza wskazał na kłębiące się nad horyzontem chmury. Niebo nad puszczą przeszywały pioruny, zerwał się silny wicher. - Perun do nas powrócił, przegnał normańskiego boga i idzie nam z odsieczą. Biegnijcie do dworu, zabarykadujcie drzwi i nie wychylajcie nosa! Zajmiemy się tymi sługusami diabła! - polecił Kostro, zagryzając zęby.
- Ale panie - znów jęknął szewc. - Oni przy dworze też sum! - Jakub zmarszczył brwi i mocniej ścisnął rękojeść Nawki, na jego twarzy wymalował się grymas złości.
- By to czort! - zaklął głośno.
***
Jagienka z niepokojem spoglądała na zamknięte i zagrodzone grubym balem drzwi. Wydawały się solidne i nie do przejścia, jednak głuchy łomot walących w nie toporów napawał wszystkich niepokojem. Mieszkańcy zdążyli się schronić w z pozoru bezpiecznych ścianach dworu, lecz co będzie jeśli Normanowie przełamią barykadę i wejdą do środka? Misław i jego dwóch kompanów byli tu by ich chronić, lecz nawet tak dzielni wojowie nie pokonają całej hordy rozwścieczonych Waregów.
Przez chwilę Jagience wydawało się, że widzi płonące nienawiścią oczy Diabelnika. Przebijały się przez szerokie drzwi i świdrowały ją na wskroś. Jego łapska chwytały jej szyję, dusiły i szarpały. Traciła oddech, bladła w oczach i omal nie osunęła się na podłogę. W porę złapała ją i przytrzymała żona kuśnierza. Dziwne omamy zniknęły szybciej niż się pojawiły. Za drzwiami rozgorzały odgłosy walki, krzyki, szczęk stali i łamanych tarcz.
- Odsiecz! - krzyknął ktoś z zebranych.
- To Jakub Kostro, on wrócił! - dodał ktoś inny.
- Jesteśmy uratowani! - Mieszkańcy wiwatowali, lecz momentalnie zamilkli, gdy rozległ się potężny huk, a na belce ryglującej drzwi pojawiły się pęknięcia. Misław i dwaj wojowie stanęli ramię w ramię, zasłaniając się tarczami. Jagienka znów poczuła  nudności, zaczęło jej się kręcić w głowie, a gdy wrota pękły i rozwarły się na całą szerokość, omal nie zemdlała. Wszyscy jęknęli cicho, lecz nikt się nie ruszył, nawet wojowie. Do środka wtoczyło się ciało masywnego Normana, a w drzwiach stanął mężczyzna ubrany w szłom, w ręce trzymał tarczę w barwach kostrowego grodu. Wszyscy struchleli jeszcze bardziej, gdy za jego plecami niebo przeszyła błyskawica. Mężczyzna postawił krok naprzód, drewniana podłoga zaskrzypiała pod jego ciężarem, a twarz oświetliło światło jednej z pochodni. Stanął na wprost Jagienki, ukazując swoje brudne, spocone i całe od zakrzepłej krwi lico. Dziewczyna dopiero po chwili rozpoznała w nim Jakuba. Przeraziła się jeszcze bardziej, gdy zobaczyła, że z jego potłuczonej tarczy wystaje kilka strzał, a niektóre oczka kolczugi są wyszarpane.
- Normanowie przepędzeni, Perun sprowadził deszcz, który ugasi płomienie. Jesteśmy bezpieczni - odezwał się donośnym głosem rycerz, po czym wziął głęboki wdech. Był zmęczony, ciężko dyszał, ale widok Jagienki dodał mu sił.
- Jakubie - zaczęła dziewczyna z wyraźną ulgą w głosie. - Wielcem rada cię tu widzieć. Bałam się o twe życie…
- Mówiłem, że wrócę - przerwał jej serdecznym głosem Jakub. Chwycił dłonie dziewczyny i zmazał spływającą po jej policzku łzę. Mieszkańcy na widok pozostałych wojów zaczęli głośno wiwatować. Waregowie zostali odparci, gród obroniony, lecz jak doniósł Sędzimir, Diabelnik przepadł jak kamień w wodę…

Maciej Knopkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz