Morderca
z bagien cz.3
Przez długą chwilę nie
słyszał nic oprócz bicia własnego serca. Zapanowała głucha cisza, całą okolicę
spowiła mgła. Jakub nie wiedział, czy to dzieje się naprawdę, czy to tylko
złudzenie. Czuł się, jakby śnił najgorszy koszmar. Gdzieś w oddali usłyszał
parsknięcie konia i po chwili mgła jakby się rozrzedziła. Ktoś zacisnął dłoń na
jego koszuli i zaczął go unosić. Jakub próbował się wyrwać, ale chwyt był zbyt mocny.
Śmierć zaglądała rycerzowi w oczy, a serce ogarnął niepokój. Wiedział bowiem,
że bramy Welesowego królestwa są już dla niego zamknięte, a więc nie spotka się
z ojcem. Jednak dużo bardziej przerażała go myśl, że jeśli zginie, nigdy więcej
nie ujrzy Jagienki.
Tymczasem na polanie pojawiła
się dwójka jeźdźców, oni również mieli zarzucone na plecy czarne futra, lecz
ich hełmów nie zdobiły rogi. Mężczyźni zsiedli z koni i krzyknęli coś w niezrozumiałym
dla Jakuba języku. Trzymający rycerza napastnik przydusił go do pnia drzewa i
warknął coś do swoich towarzyszy. Kostro patrząc na rogaty hełm przeciwnika miał
wrażenie, że to sam Weles przyszedł po niego. Przez chwilę zdawało mu się
nawet, że jego oczy zajarzyły się na czerwono, a z nozdrzy buchnęła para,
niczym u wściekłego byka. Jakub spróbował się wyswobodzić, lecz mężczyzna
szarpnął nim i zdzielił zaciśniętą pięścią prosto w nos. Rycerz stracił
przytomność.
Ocucił go dopiero mocny
kopniak w żebra. Po napastniku w rogatym hełmie nie było śladu, obok Jakuba
stali tylko dwaj wojownicy, którzy przyjechali później. Śmiali się i patrzyli
na niego z pogardą.
- Normanowie? -
pomyślał Kostro, mierząc ich badawczym wzrokiem. Choć w myślach przewijały mu
się straszne opowieści o wojownikach z północy, wiedział, że musi działać, bo
za chwilę będzie za późno. Nie miał pojęcia co dzieje się z Bolelutem i
Sędzimirem, więc zdawał sobie sprawę, że z napastnikami przyjdzie mu zmierzyć
się w pojedynkę. Czekał tylko na dogodną okazję do ataku. Ta nadarzyła się
niebawem, bowiem jeden z wojowników odszedł w stronę pasących się na polance
koni. Jakub chwycił w garść lepką, bagienną maź i bez zastanowienia cisnął nią
prosto w stojącego nad nim Normana. Oślepiony wojownik syknął głośno i zaczął pospiesznie
przecierać oczy. Kostro wystrzelił jak z procy. Wpadł na przeciwnika i razem
wylądowali w sitowiu, wyrastającym z bagiennego bajorka. Jakub przydusił
Normana i błyskawicznie wyszarpnął zza jego pasa toporek. Uniósł go nad prawy
bark i z szerokiego zamachu rąbnął przeciwnika prosto w pierś. Rozległ się chrzęst
łamanych żeber i paskudny jęk, a woda w bajorku przybrała czerwony kolor.
- Myrde ham! - Las
przeszył wściekły krzyk drugiego Normana. Kostro na widok szarżującego wroga
zerwał się na nogi. Skoczył w bok, gdzie zobaczył Nawkę, po drodze chwycił
leżącą na ziemi tarczę Sędzimira i zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Norman
był już kilkanaście kroków od niego, wymachiwał potężnym toporem i przeraźliwie
ryczał. Kostro jednak nie czekał, aż jego przeciwnik zaatakuje pierwszy. Rycerz
postawił krok naprzód i naparł na nadbiegającego wroga tarczą, wytrącając go w
ten sposób z równowagi. Jakub już po chwili przekonał się, że opowieści o
Normanach nie są wyssane z palca. Jego przeciwnik był zwinny jak jaszczurka.
Nim Kostro zdążył wyprowadzić jakikolwiek atak, wojownik z północy zasypał go gradem
uderzeń, które Jakub ledwo nadążał parować. Sytuacja była zła, bardzo zła. Rycerzowi
zaczynało brakować sił, a jego przeciwnik z każdym uderzeniem zdawał się być
silniejszy.
Wtem zdarzyło się coś
niespodziewanego. Norman momentalnie zastygł, jęknął cicho i zaczął słaniać się
na nogach. Mamrotał coś w niezrozumiałym języku, jego oczy zaszły krwią. Kostro
wziął głębszy wdech i uderzył go na odlew. Krew bryznęła za ostrzem, a ciało bezwładnie
osunęło się na ziemię. Jakub zobaczył wtedy, że z pleców martwego wojownika
wystaje topór, a parę kroków dalej stoi potężna postać. Rycerz zląkł się
jeszcze bardziej, a jego serce zaczęło walić niczym dzwon w gnieźnieńskim
kościele. Po chwili zorientował się jednak, że to Bolelut, który przybył mu z
pomocą i uratował przed niechybną śmiercią. Woj jakby nigdy nic podszedł do
leżącego w błocie ciała i wyszarpnął swój topór. Kostro chciał coś powiedzieć, podziękować,
lecz nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ciężko dyszał, próbował
złapać oddech i czuł kurcze mięśni, w końcu upadł na kolana.
- Diabelskie siły w
tych wojownikach drzemały - odezwał się Bolelut i chwycił Jakuba za ramię. -
Trzeba mieć nie lada odwagę, żeby stanąć z nimi w otwartej walce - kontynuował,
a Jakub dopiero po chwili wyczuł w słowach Boleluta podziw. - Kimże oni byli? -
spytał woj.
- Normanowie - odparł
bez zastanowienia Kostro, który zdążył złapać oddech. - U nas są lepiej znani
jako Waregowie, wojownicy z północy. Nie mam pojęcia skąd przybyli, ale w
okolicy na pewno jest ich więcej. Musimy powiadomić resztę! - mówił z
przejęciem Jakub. - Gdzie jest Sędzimir? - spytał po chwili, rozglądając się na
boki. Odpowiedzi jednak się nie doczekał, bowiem w pobliskich zaroślach coś
zaszeleściło. Obaj wojowie momentalnie spojrzeli w kierunku, z którego dobiegły
odgłosy. Po chwili zobaczyli młodego chłopaka, który w
pośpiechu doskoczył do skrytego pod rozłożystym grabem konia, dosiadł go i
pognał przed siebie. - Łapmy go, nim dotrze do swoich! - rzucił tylko Bolelut i
ruszył za chłopakiem. Jakub zerwał się na nogi i mimo bólu w kolanie, pobiegł
za wojem. Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu Sędzimira, jednak nigdzie nie
było po nim śladu.
Maciej Knopkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz